Wypłynęliśmy jeszcze po ciemku, we mgle. Niewielkim ciekiem uchodzącym z jeziora musieliśmy dotrzeć do jego otwartej tafli, by potem płynąc wzdłuż brzegów wabić i nasłuchiwać zielonki – niewielkie skryte ptaki żyjące w podszytych wodą szuwarach. A że szuwar szczelnie opatulał całe jezioro, to do przepłynięcia mieliśmy 100% linii brzegowej. Przy wypływie rzeki mieliśmy się rozdzielić, tak by każdy zrobił swoją połowę zbiornika.
Mgła unosiła się nisko nad wodą i mimo że była dosyć rzadka, to jednak rozpraszała światło latarek tak, że trudno było cokolwiek za tym rozświetleniem zobaczyć. Dopiero po zgaszeniu sztucznego światła, przy bladym blasku księżyca i gwiazd można było coś widzieć. Rozglądałem się za niebezpiecznymi, bo zaostrzonymi za pomocą bobrzych zębisk kikutami, które mogły przebić pompowany kajak na którym siedziałem. Słońce miało wzejść za dwie godziny. Jego łuna na wschodzie zaczynała się już nieśmiało tlić. Czytaj dalej