Początek kwietnia. Trznadle śpiewają już wiosennie „si-si-si-si-si-si-sjuuu” z krzaczków, słupków, mikrych drzewek i śródpolnych krzyży. Obok śpiewu skowronka jest to chyba najpowszechniejszy ptasi głos w krajobrazie rolniczym.
Ich sceny póki co są gołe, pozbawione liściastych kurtyn. Trznadle więc nie tylko dobrze słychać, ale i widać. Siedzą wśród kostropatych gałęzi, między dopiero co rozchylającymi się pąkami i zawzięcie koncertują. Małe żółte ciałka wypełniają śpiewem wietrzną przestrzeń. A krajobraz jest otwarty i rozległy, cięty ostrym wiatrem, więc siły w małych płuckach musi być tyle, by dźwięk się przebił i pognał dalej, do innych trznadli.
Jesienią i zimą trznadle żyją w stadkach i nierzadko odwiedzają wtedy wiejskie podwórza. Gromadami wpadają między płoty, chałupy i obórki wiedząc, że przy człowieku można znaleźć coś do jedzenia. Na przykład ziarno. I tak jest od setek lat, a pewnie i dłużej – odkąd ludzie magazynują plony, a trznadle żyją wśród pól. W XVI wieku tak to poetycko opisał Cygański:
Trznadl
Ptak jest polny, kiedy śnieg upadnie,
Wnet do obory do broga przypadnie,
Tam sobie z drugimi szuka żywności
Nie bojąc się ludzkiej okrutności
Wiosną stadka się rozpraszają i każdy trznadel szuka wśród zagonów, pastwisk i łąk swego miejsca. Krajobraz idealny dla tego gatunku to polna szachownica o urozmaiconej rzeźbie terenu okraszona sporą ilością drzew oraz krzewów. Stąd wysokie zagęszczenia osiąga trznadel na przykład na pojezierzach i na pogórzu. Ale i na nizinie jest liczny, pod warunkiem, że ta jest odpowiednio różnorodna. Monotonia trznadlowi nie sprzyja.
Bardzo poetycki opis, a dodatkowo okraszony pięknymi portretami trznadli. Lubię nostalgiczne odniesienia do „płotów, chałup i obórek”. Mimo, że nigdy nie mieszkałem na „prawdziwej” wsi, to żal mi znikających krajobrazów tego typu. Żal, bo wraz z postępującą „monotonią”, znikną zamieszkujące je zwierzęta.